Zazdroszczę szczęśliwym parom i spełnionym kobietom

Mam 32 lata, jestem w separacji i mam 4-letnią córkę. Pracuję jako recepcjonistka w gabinecie lekarskim za skromne wynagrodzenie. Niestety musiałam wrócić do rodziców, którzy pomagają mi przy dziecku. Zazdroszczę szczęśliwym parom, spełnionym kobietom, idealnym rodzinom. Dlaczego oni, a nie ja? Giusy

Na pierwszy rzut oka taka postawa może wydawać się zazdrością i być może po części nią jest. Życie w trudnej sytuacji, w której koniec małżeństwa nie został jeszcze zmetabolizowany (ale czy naprawdę można to zrobić całkowicie?) i postrzegany jest jako porażka powrotu do domu i w dodatku z dzieckiem, nie jest panaceum na poczucie własnej wartości.

Wtedy porównanie z innymi kobietami, które najwyraźniej znalazły ostateczny klucz do szczęścia, staje się palące i bolesne. Widzimy je zrelaksowane, zadowolone, z kochającym towarzyszem i dziećmi szczęśliwymi z bliskości obojga rodziców. Być może nawet mają dobrze płatną i satysfakcjonującą pracę. A w ich uśmiechu widzimy naszą porażkę.

Dlatego jest w porządku, że czujemy się zazdrośni, zadając sobie to przeklęte pytanie: „Dlaczego oni, a nie ja?”. Czujemy się gorsi od tych, którzy jawią się nam jako zwycięzcy, my nie potrafimy budować szczęścia, a oni są w stanie nie tylko je osiągnąć, ale i utrzymać. Co więcej, czujemy się złymi ludźmi również dlatego, że doświadczamy uczucia nienawiści, społecznie potępianego, a nawet wskazywanego w religii katolickiej jako jeden z siedmiu grzechów głównych.

Jednak tak naprawdę czujemy nieufność wobec nas i naszej wartości. Jeśli zastanowimy się nad naszym życiem, wydaje nam się, że nie odgadliśmy żadnego.Ale jeśli odwrócimy punkt widzenia, może znów będziemy mogli odetchnąć. W sytuacji, która wydaje się katastrofalna, są pomysły, by zacząć od nowa.

Najtrudniejszym krokiem jest przestać patrzeć na innych jak na super-kobiety. Czy wydają nam się super szczęśliwi i super spełnieni? Dobrze dla nich. Ale czy jesteśmy pewni, że wszystko złoto, co się świeci? Za każdą historią kryją się cienie i tajemnice, których nigdy nie poznamy. Bo każdy z nas zmaga się z jakimś problemem, jakimś niepokojem, jakimś osobistym bałaganem, którego nie ujawnia. Nie bierzemy szczęścia innych ludzi za pewnik. Nic nigdy nie jest całkowicie różowe lub całkowicie czarne, a przekonanie, że inne kobiety są wzorem doskonałości, której można zazdrościć, tylko nas rani.

Przeczytaj także: A gdyby zazdrość stała się sprzymierzeńcem?

Musimy więc wrócić z otchłani, w którą się wepchnęliśmy. Nasz związek się skończył, ale to nie znaczy, że nie mamy już szansy na przeżycie pięknej i szczęśliwej historii.Życie zaczyna się od nowa, a my jesteśmy bogatsi w doświadczenia: nawet te negatywne sprawiły, że się rozwinęliśmy. Nasza praca nie doprowadza nas do szału, to prawda, ale możemy poszukać innej lub poprosić o podwyżkę. Jak mówi słynne powiedzenie, „szczęście sprzyja odważnym” (Wergiliusz pisze to w Eneidzie, nie byle jakie) i potrzebujemy tylko tej odrobiny odwagi, która sprawi, że na nowo odkryjemy własną śmiałość życia.

Z porównania z innymi kobietami wydobywamy więc nie smutek i urazę, ale chęć doskonalenia siebie poprzez znalezienie kontaktu ze sobą, rozpoznania swojej siły i zrozumienia, jakie będą cele naszej nowej egzystencji. Bez zawiści, które nas odurzają, bez wyrzutów sumienia, które nas zasmucają, ale jesteśmy dumni z tego, co mamy: doświadczenia, miłości rodzinnej i pewności, że mamy wszystkie liczby, aby to osiągnąć. Nie jak inne, ale lepsze od nich.

Kategoria: